Rdz 42
Hmm... nie do końca wiem, co myśleć o tej historii. Z jednej strony fajnie się Józef zachował, że nie wygarnął braciom jacy oni źli, że go sprzedali etc. Najpierw wypytał o rodzinę, o to jak im się wiedzie, a potem stwierdził, że są szpiegami i kazał ich sprawdzić - jeden miał zostać, a pozostali mieli przyprowadzić najmłodszego brata. Wprawił ich też w zakłopotanie wrzucając kosztowności do ich worków, co odkryli, gdy dotarli do domu....
Jest to początek, to preludium do dalszej części tej historii. Właśnie w tym momencie Józef widzi skruchę braci, dostrzega smutek, gdy mówią o tym, że stracili brata. Oczywiście nie przyznają się do zbrodni, ale żałują tego, co się stało. Józefa tak bardzo te słowa wzruszyły, że zapłakał...
Myślę nad różnymi sytuacjami, gdy ktoś wyrządził mi krzywdę... Najbardziej "cieszyły" mnie słowa skruchy, przeprosin, czy w ogóle sam fakt, że ta osoba zobaczyła, że mnie rani. Jednak mam też takie sytuacje, gdy nie dane mi było usłyszeć słów przepraszam, czy zobaczyć skruchy. Czasem nawet ktoś nie widział, że mnie rani. Dwie rzeczy mi wtedy towarzyszą. Pierwsza, to przebaczenie - "jako i my odpuszczamy naszym winowajcom", a druga to takie pytanie: może tej osoby nikt nigdy nie nauczył jak trzeba postępować?
Lubię przyglądać się ludziom. Zastanawiam się skąd się biorą takie, a nie inne zachowania. Pamiętam pewnego wychowanka. Ciągle komuś dokuczał, był delikatnie mówiąc niegrzeczny. Zaczął się zmieniać, gdy zamiast przyłapywania go na rzeczach złych, przyłapywałam go na rzeczach dobrych. Nie mówię, że to recepta, czy usprawiedliwianie braci Józefa... ale jak patrzę na treści kilka rozdziałów wcześniej, to kto wie...
Komentarze
Prześlij komentarz