Ps 112

Usłyszałam kiedyś takie zdanie: „kiedy trzymam się Tatusiowej ręki, to niczego się nie boję”. Wypowiedział je ponad 80-letni jezuita, który prowadził moje rekolekcje. Z jego twarzy nie schodził uśmiech. Podejrzewałam, że nawet przez sen się radował.

Taką postawę w sercu mogę mieć tylko i wyłącznie wtedy, gdy trzymam się Taty, gdy moja dłoń opiera się na Jego dłoni. Jak mówi psalmista dziś - „Nie ulęknie się żadnej złej nowiny; jego serce pozostanie niezachwiane w nadziei opartej na Bogu”. No właśnie, bo każda inna nadzieja jest złudna. Tylko ta, którą daje Bóg jest autentyczna. 

Gdy w moim życiu szaleją burze, gdy świat chce mnie pochłonąć, to muszę sprawdzić, czy na pewno trzymam się ręki Taty. Wtedy odchodzi lęk, wtedy jest radość. I nie chodzi mi o to, że mam teraz bagatelizować niebezpieczeństwa, żyć lekkomyślnie i być wesołkiem. Nie! Mam pamiętać, że radość w Panu to decyzja. Decyzja, że ja mimo to (choroba, wojny, uciski, długi, utrata bliskiej osoby) będę się radować w Panu! Kiedy w Nim pokładam ufność - nie w człowieku, nie w pieniądzu etc., ale w Bogu, to „moje serce nie podda się żadnym lękom”.

A jak to zrobić? - zanurzać się coraz bardziej w Jego Słowie i jak najczęściej przebywać w Jego towarzystwie. 




Komentarze

Popularne posty